Tym razem przebywaliśmy na oddziale chirurgii ogólnej. Niestety nie zapamiętałam nazwisk, ale na nikogo z personelu nie zamierzam napisać złego słowa. Każdy robił to, co do niego należało, profesjonalnie. Jedna "starsza pielęgniarka" była naprawdę starsza... :) Na moje oko miała tak z 75 lat :D Za to cudowna i nieziemsko sprawna z niej kobieta, przemiła, z manierami.
Na oddział dotarliśmy ok. 7:20. Okazało się, że na miejscu czeka już pięciu innych małych pacjentów w tej samej sprawie, co my... Na tablicy wypisane były już nazwiska całej szóstki. Pielęgniarki wręczyły opiekunom kaftaniki dla dzieci i małe kieliszki z przezroczystym płynem - byłam przekonana, że to ten słynny syropek uspokajający dla dziecka... obiło mi się o uszy, że dzieci dostają taki przed operacją. Pytam: " A to to do picia, prawda?", na co siostra rozbawiona: "A nie, nie, do mycia..." :)) I tak każdy z kaftanikiem i kieliszkiem powędrował pod prysznic w wiadomym celu. Dzieci umyte, przebrane, skierowane do sali. Maluchy na jednej, 17-latka na oddzielnej. Następnie siostry przychodziły i kolejno wzywały po nazwiskach dzieci do założenia wenflonu - i tu uwaga, obalam mit krążący w sieci - rodzice wchodzą do gabinetu zabiegowego razem z dziećmi!!! Jeśli kiedyś było inaczej, to rzeczywiście musiało to być mega nieprzyjemne doświadczenie zarówno dla dzieci, jak i ich rodziców...
Każdy otrzymuje śniadanko - pierwszą kroplówkę. Ok. godz.11 pierwszy pacjent dostaje "głupiego jasia". Na ten syropek dzieci reagują różnie - może działać uspokajająco i nasennie, może dawać odwrotny skutek (tak zadziałał u Zuzi - miała napady śmiechu, mówiła od rzeczy, zachowywała się jak pijana :) dziękowała za syropek i prosiła o jeszcze :D ), podobno niektóre dzieci stają się po nim agresywne, a inne mają halucynacje i widzą zajączki :). U Zuzi zadziałał bardzo szybko, efekt głupawki włączył jej się już ok. 10 minut po spożyciu :)
Pół godziny po podaniu syropu pielęgniarki zabierają pacjenta na blok operacyjny, mama odprowadza go pod same drzwi i tam czeka przez cały czas trwania operacji i procesu wybudzania z narkozy. Uprzedzano nas, że z dziećmi ponownie zobaczymy się po ok. 3 godzinach, jednak w rzeczywistości było to max. 1,5 godziny w każdym przypadku. Dziecko wracające na salę jest wciąż pod wpływem leków, jest senne, może wydawać dziwne odgłosy - to efekt rurki od znieczulenia. Każdy maluch po operacji spał jeszcze ok. 2 godzin na sali, nie przeszkadzał nikomu płacz pozostałych, głodnych i zmęczonych pacjentów oczekujących na swoją kolej... Po 2 godzinach od operacji dziecko może zacząć pić - niekoniecznie musi to być woda. Zuzia była bardzo spragniona, niemal na raz wypiła Kubusia. Jeśli po wypiciu nie ma "reakcji zwrotnej" :), można przejść do jedzenia. Jak tylko dziecko zrobi siusiu, może wracać do domu. Nikomu nie zależy, by na siłę przetrzymywać kogokolwiek w szpitalu na noc- zdroworozsądkowe i rzadko spotykane w szpitalach podejście. Po operacji przepukliny dziecko można swobodnie transportować do domu w foteliku samochodowym w pozycji siedzącej. Po tygodniu należy zgłosić się na kontrolę i zdjęcie szwów w ambulatorium chirurgii.
Gdyby ktoś zastanawiał się, jak wygląda rekonwalescencja małego pacjenta po takim zabiegu, niech zerknie na zdjęcie poniżej :)
Zuzia 6 dni po operacji:
Dzięki za obszerne wyjaśnienia w temacie.
OdpowiedzUsuń______________________
Polecam artykuł o zabiegu: http://arsmedis.pl/przepukliny/